Kilka dni temu miałam urodziny. Tradycyjnie zebrało mi się na podsumowania kolejnego roku na karku. Mimo że z reguły nigdy nic nie planuję długoterminowo to w zeszłe urodziny będąc w zaawansowanej ciąży wiedziałam mniej więcej co mnie czeka w kolejnym roku. Macierzyństwo - to było dla mnie mega wyzwanie. Przez wiele lat nie chciałam mieć dzieci. Powodów było kilka. Głównym jednak był brak odpowiedniego kandydata. Pomimo dwóch długoletnich związków, żad
en z moich ex nie nadawał się na ojca. Ale w końcu kandydat się znalazł. Szybko wzięliśmy ślub i od razu postanowiliśmy mieć dziecko. Niestety moje problemy zdrowotne opóźniły nasze plany powiększenia rodziny. Miałam więc wiele czasu na to aby przygotować się do bycia Mamą.
Pamiętam jak w rok temu mówiłam do brzuszka "już niedługo się spotkamy" i w styczniu urodził się Młody. Nie powiem, żeby było łatwo bo nie było. Pierwszego miesiąca z życia Młodego z perspektywy czasu prawie nie pamiętam. Byłam tak potwornie zmęczona, że tylko siedziałam i ryczałam. Nawet jak Młody spał to ja ze zmęczenia nie mogłam spać. Na szczęście mam cudownego męża, który wziął bezpłatny urlop abym się mogła pozbierać. Strasznie mi pomógł w tamtym czasie. Teraz myślę, że chyba miałam depresję poporodową. Niby o tym dużo czytałam, położna na szkole rodzenia też o tym dużo mówiła. Jednak okazało się, że nie byłam do tego przygotowana. Macierzyństwo to ciężki kawałek chleba ale jednocześnie bardzo piękny. Czasem miewam dość, mam ochotę głośno krzyczeć ale równocześnie patrzę w te śliczne oczęta Młodego i od razu się rozklejam. Tak długo na niego czekałam, że nie mogę się na niego złościć. Nawet jak po raz setny mówię, że coś nie wolno. Nawet jak wydaje mi się, że coś robi na złość. Nawet jak notorycznie ściąga skarpetki i wkłada do buzi. Nawet jak kolejny raz ściąga wszystko ze stołu. Nie umiem się na niego złościć dłużej niż sekundę. To jest moje dziecko. Mój największy życiowy sukces. Nie ważne są takie przyziemne rzeczy jak kasa, która z miesiąca na miesiąc ubywa w zastraszającym tempie z konta. Nieważne, że przez dłuższy macierzyński nie będę miała gdzie wrócić do pracy. Nieważne, że omija mnie życie towarzyskie. Jest on. Mój Młody. Moje szczęście. I niech go nigdy nie zabraknie!!!
P.S.
Pisząc to strasznie się poryczałam. Nawet nie wiedziałam, że taka wrażliwa jestem ;)
Tak pięknie napisałaś, że mi też łza w oku się zakręciła <3
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :)
UsuńNie tylko ty się poryczalas ja czytając też :) masz naprawdę cudownego meza widac ze bardzo was kocha :) mam nadzieje że ja również bd mogła liczyć na mojego w trudnych chwilach choć teraz w ciąży różnie to bywa. Nieraz czuje się samotna i bez wsparcia choć wiem ze bardzo nas kocha hmm moze to hormony. Zaczynamy wlasnie z moja kruszynka 35 tydzień i choć strasznie się boje jak sobie dam rade to równie strasznie pragnę juz urodzić . :) pozdrawiam mart
OdpowiedzUsuńTo na pewno hormony. Faceci czasem Nas nie rozumieją ale na pewno Twój Cię wspiera tylko czasem nie wie co powiedzieć. Ja sama będąc w ciąży czasem nie mogłam sama ze sobą wytrzymać :) Powiedz swojemu mężowi, że po porodzie może być trudno, że możesz być jeszcze bardziej rozdrażniona a jego zadaniem jest być obok. Nieważne, że będziesz go opierdzielać za byle co, musi to przeżyć i Cię wspierać nawet milcząc. Później już tylko lepiej będzie. Jak byś chciała pogadać czy coś zapytać to śmiało pisz na mail lub na facebook. Jak będę mogła to coś doradzę. Pozdrawiam, Aga.
Usuń