poniedziałek, 18 listopada 2013

Mama na chorobowym

Już od początku zeszłego tygodnia jakiś katar się do mnie przyczepił. Co by było mało to wcale się nie chciał odczepić, tylko Panią Grypę przyprowadził. Przed samiutkim weekendem ścięło mnie z nóg. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Bolał mnie każdy mięsień. Na szczęście Pan Mąż wziął urlop i się Młodym zajął aby Matka się wyleżeć mogła. No i leżałam cały piątek, sobotę i niedzielę. Młody przez te dni wstawał dopiero po 8, więc Pan Mąż wyspany i zadowolony. Młody chyba Matce na złość robi, bo dziś jak już zostaliśmy sami w domu to obowiązkowa pobudka o 6.00.
Prawdę mówiąc to ja się strasznie wynudziłam nic nie robiąc. Oczywiście pospać w dzień nie było można bo Panowie dość aktywnie spędzali ten czas tylko we dwóch, turlając się po podłodze i wydając dzikie okrzyki. Jak wychodzili na spacer, to Matka wtedy jakoś zasnąć nie mogła bo co chwilę w głowie był Młody. Czy mu nie zimno? Czy Pan Tata założył mu rękawiczki? Czy poprawił szaliczek, aby po szyi wiatr nie wiał? Czy aby na pewno nie poszedł w stronę stawu z kaczkami? (Młody jak na razie boi się tych krzyczących kaczek). Tysiąc myśli na minutę. A jak panowie wracali to harce i okrzyki trwały do wieczora. Młody grzecznie szedł spać, bez marudzenia i wyrzucania poduszki z łóżeczka. Normalnie sielanka.
Gdyby nie to, że się koszmarnie źle czułam to bym tak "chorować" mogła częściej  ;) nawet mimo wynudzenia się na maxa. A tak na serio, to mi smutno było tak leżąc samej i nie móc się pobawić z własnym dzieckiem, nie móc go nakarmić. To już chyba tak zawsze będzie, że będę tęsknić za Młodym zawsze i wszędzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz