piątek, 25 października 2013

Gdy maluszek się spóźnia

Niedawno mój synek skończył 9 miesięcy :) Ach jak to szybko zleciało. Zebrało mi się na wspomnienia jak to czekałam aż go zobaczę. Cała ciąża minęła też bardzo szybko ale za to oczekiwanie na poród będę długo wspominać. Mojemu synkowi wcale się nie śpieszyło na ten świat. Pamiętam jak byłam na ostatnim usg w 36 tygodniu ciąży i jak już się nie mogłam doczekać. A tu przyszło czekać jeszcze dłużej. Skrupulatnie odliczałam dni do terminu porodu. Zgodnie z wytycznymi szpitala, który wybrałam do porodu udałam się na badanie ktg. Po badaniu lekarz stwierdził, że nic się nie dzieje i kazał przyjechać za dwa dni i przede wszystkim nie panikować :) I tak te dni się przeciągały.

Wyliczony termin porodu nie określa co do dnia tego ważnego wydarzenia. Podobno tylko 5% ciężarnych rodzi w dokładnie wyznaczonym terminie a poród pomiędzy 38 a 42 tygodniem ciąży to nic nadzwyczajnego. Podobno najbardziej miarodajną datą porodu jest data z pierwszego usg. U mnie się nie sprawdziła bo różnica była jeszcze większa niż przewidywania odnośnie ostatniej miesiączki. Ważne jest też w końcówce ciąży liczenie ruchów dziecka. Tego też nie musiałam zbytnio robić bo mój maluch był bardzo aktywny w czasie ciąży i tak mu zostało do dziś. Ważne aby pod koniec ciąży być pod stałą kontrolą lekarza. U mnie akurat te tygodnie przypadały w okresie świąteczno - noworocznym. Pomimo, ze chodziłam do normalnej państwowej przychodni to nie było z tym problemu, nawet gdy była ona zamknięta, ponieważ mój lekarz przyjmował mnie w tym czasie w prywatnym gabinecie i nawet nie chciał za to pieniędzy. Tak więc od 38 tygodnia ciąży na wizytach byłam co tydzień.
Naczytałam się też jak przyśpieszyć poród po przewidywanym terminie. Podobno można zachęcić tymi sposobami spóźnialskiego malucha do aktywności.
  • czas na ruch: pomaga gimnastyka, długi spacer, stacjonarny rowerek - byłam tak ociężała, że nie miałam siły na gimnastykę, na spacery sama nie chodziłam bo była zima i bardzo ślisko a na rowerku nie umiałam utrzymać równowagi.
  • seks: uwalnia się wtedy oksydocyna czyli hormon wzmagający skurcze macicy - u nas też nie pomogło
  • napar z liści malin - niestety zimowa porą ciężko je zdobyć więc tego nie przetestowałam
  • długa kąpiel - uwielbiam długie kąpiele ale ten sposób poza relaksem tez nie pomógł
  • picie alkoholu !!! - tego nawet nie próbowała; kto czyta bloga regularnie to wie co na ten temat myślę a kto nie wiem to może poczytać tutaj
  • jedzenie ostrych potraw - jem je na co dzień bo uwielbiam dobrze przyprawione jedzenie tak więc ta metoda też nie zadziałała
Po tych wszystkich próbach i metodach siedem dni po terminie porodu zostałam przyjęta na oddział w celu wywołania porodu. Jest to tzw. indukcja porodu polegająca na podaniu kroplówki z oksytocyną. Niestety nie działało to na mnie wcale. Potem zastosowano także tzw. preindukcję porodu czyli podanie dopochwowo specjalnego żelu z prostaglandyną. Też nie zadziałało. Lekarze po dwóch dniach prób zdecydowali, że jedynym rozwiązaniem będzie cesarskie cięcie. Nie byłam z tego powodu zbytnio zadowolona ponieważ strasznie chciałam urodzić naturalnie. Suma sumarum okazało się to słuszne rozwiązanie ponieważ okazało się, że lada moment mogły się zacząć poważne problemy. Mianowicie wody płodowe były zielono - krwiste a to oznaczało ryzyko niedotlenienia i poważnych powikłań. Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie i nasz maluszek cały i zdrowy po niecałych 20 minutach od przyjazdu na sale operacyjną był już ze mną. Szkoda tylko, że mąż nie mógł być w tak ważnej chwili blisko Nas. Ale na szczęście jak tylko umyli malucha i zabrali na salę to Tata mógł już się nim opiekować, kiedy ja nie mogłam robić tego osobiście.
To oczekiwanie było naprawdę straszne. Najbliższa rodzina i przyjaciele też w tym nie pomagali. W pewnym momencie po prostu przestałam odbierać telefon ponieważ miałam dość pytań czy już urodziłam. Z perspektywy czasu wiem, że warto było tak wyczekiwać na to nasze małe szczęście. Każda Mama, która czeka  bądź czekała na maluszka wie, o czym mówię.

6 komentarzy:

  1. o tak - to końcowe czekanie to wieki całe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba dłuższe niż cała ciąża :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie czekanie to niezła masakra. Ciekawe jak będzie ze mną... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekanie rzeczywiście męczy ale jak zobaczysz swojego maluszka to momentalnie o tym zapominasz :)

      Usuń
  4. Heh tak właśnie czytam i sobie myślę ze to oczekiwanie jest masakryczne. Mojej córeczce tez się nie spieszy chciaz juz jestesmy po terminie z om s mala wazy 4 kg . Juz tak bardzo chce urodzić probojemy wszystiego i nic nawet masaż szyjki przez mojego gina nic nie pomógł no ciz mamy dwa dni a jak nie to do szpitala . Hmm ale się rozpisałam chyba musiałam się wygadać Marta m

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To będziecie mieć prezent na Święta :) Życzę wszystkiego dobrego, oby córcia się szybko urodziła i była zdrowa.

      Usuń